22 lutego 2016

Wojciech Chełchowski, Andrzej Czuba - Militarni już wojskowi czy jeszcze cywile


Przez wiele lat nikt w Polsce nie interesował się ani Obroną Terytorialną ani organizacjami proobronnymi. Nie interesowały one ani mediów głównego nurtu ani tym bardziej samych wojskowych. Sytuacja odmieniła się diametralnie po ostatnich wydarzeniach jakie miały miejsce na świecie na w szczegółności w Europie. Kolejnym powodem było też utworzenie Federacji Organizacji Proobronych która jest chyba najpoważniejszą próbą uporządkowania i zjednoczenia środowiska jaka ma miejsce za czasów III RP.
Środowisku temu przyjrzeli się też Wojciech Chełchowski i Andrzej Czuba i opisali je w swojej książce Militarni. Trzeba zaznaczyć że nie była to prosta sprawa gdyż samych organizacji Strzelec jest conajmniej kilka i nie wszystkie są zrzeszone w FOP. Dodatkowo są jeszcze inne stowarzyszenia proobrone bardziej formalne jak Obrona Narodowa i mniej jak środowiska prepersów. Do nich wszystkich starali się dotrzec autorzy poznając punkt widzenia zarówno przywódców jak i szeregowych członków tych organizacji, a wywiady z którymi możemy przeczytać w książce. Mamy tu więc rozmowy z mniej i bardziej znanymi postaciami światka proobroności jak gen. Pacek czy Romuald Szeremietiew po bardziej tajemnicze postacie jak ukrywający się pod pseudonimem Wilk chcący stworzyć głęboko zakonspirowane struktury przyszłego ruchu oporu.
Co najbardziej mi się podobało to że autorzy nie opowiedzili się po żadnym z wiodących trendów wśród proobronych, a warto zaznaczyć że są one skrajnie odmiene, dzięki czemu czytelnik sam mógł dojść do wniosku jaki model mu odpowiada najbardziej. A jest to o tyle ważne że moment w którym się znajdujemy może być przełomowy dla środowisk proobronych i OT gdyż w końcu może obrać konkretny kierunek. Aczkolwiek żeby to się stało potrzebna jest dyskusja, rzeczowa i poparta argumentami, a takich dostarcza ta pozycja.
Jest to o tyle interesująca pozycja że zmusiła mnie do myślenia za jaką koncepcją proobroności ja stoję i mam nadzieję niedługo ja napiszę swoją wizję idąc śladem innych blogów militarnych jak na przykład. Gdzie zaczyna się wojsko.
Tak więc moim skromnym zdaniem jest to idealna pozycja tak jak poprzednia opisywana przeze mnie pozycja dla wszystkich którzy chcą wejść w świat proobroności jak i dobry fundament pod rozpoczynającą się dyskusje o roli organizacji proobronych w obroności Polski. Myślę że im więcej takich reportaży tym lepiej dla nas wszystkich.

04 lutego 2016

Amerykański think-tank o ewentualnej agresji na państwa nadbałtyckie


Amerykański think-tank RAND Corporation przygotował krótki raport ze swoich gier wojennych z którym możecie zapoznać się tu. Raport ten i wyniki gier obnażają słabość sił NATO na swoich wschodnich granicach w Europie - najdłuższy czas jaki udało się ekspertom wytrzymać przed ewentualną agresją Rosji na państwa bałtyckie to 60 godzin. Tyle w najlepszym dla nas scenariuszu potrzebowaliby Rosjanie by dotrzeć na przedmieścia Talina i Rygi.
Ale przejdzmy do szczegółów scenariusz gier zakładał agresję na najbardziej zagrożone kraje NATO na wschodnich rubieżach Europy - Litwę, Łotwę i Estonię. Kilkukrotnie scenariusz gier wojennych rozgrywany był od połowy 2014 roku do wiosny 2015. Wtedy to też rozważano rożne alternatywne strategie obrony krajów nadbałtyckich. Eksperci symulujący działania obu ston potrzebowali około 36-60 godzin by dotrzeć do stolic Łotwy i Estoni, taka porażka sił NATO zostawiała by im niewielkie pole manewru ograniczające się do krwawego kontrataku bądź eskalacji konfliktu.
Rosjanie przeważali by w tym regionie praktycznie w każdym względzie. Scenariusz zakładał że siły rosyjskie w siłach naziemnych miały by praktycznie dwukrotną przewagę posiadając 22 bataliony które miały się zmierzyć z 12 NATOwskimi batalionami. Przewaga ta odnosiła się nie tylko w liczebności ale i w wyposażeniu tych batalionów. Siły rosyjskie posiadałyby praktycznie całe spektrum swojego aresnału włączając w to swoje bataliony pancerne i zmechanizowane natomiast NATO dysponowałoby jedynie lekkimi batalionami rozlokowanymi w krajach bałtyckich. Siły te nie mogły by też liczyć na wsparcie jednostek z Polski gdyż te miałyby za zadanie zabezpieczyć swoją północno-wschodnią granice z Obwodem Kalinigradzkim. Ta dysproporcja sprawia że siły natowskie mogą co najwyżej opóźnić rosyjskie natarcie ze wschodu i w ostatecznym rozrachunku gdy siły rosyjskie osiągnęły by ewentualnie stolice Łotwy i Estoni postawiłoby to NATO w kiepskiej sytuacji zarówno na polu walki jak i dyplomacji. Rosja natomiast mogłaby wykorzystać ten moment do szybkiej aneksji zajętych terytoriów jak to miało miejsce w przypadku ukraińskiego Krymu a co za tym idzie w najgorszym wypadku objęcie tych ziem swoją nuklearną ochroną jako ziem rosyjskich.
Jak zauważają autorzy raportu jednak sytuację tej można zapobiec i w znacznym stopniu zwiększyć obronność naszej wschodniej flanki. Wymagało by to umieszczenia na niej ok. 7 brygad (w tym 3 brygad pancernych) i odpowiednich sił do wsparcia artyleryjskiego i powietrznego. Utrzymanie taki sił wiązało by się z kosztami ok. 2,7mld dolarów rocznie aczkolwiek pozwoliło by na uniknięcie poważnych kosztów które wiązały by się z ewentualnym konfliktem a którego wielkości sięgnąć mogłyby nawet 35 bilionów dolarów. Nie wszystkie z tych brygad musiały by być umieszczone bezpośrednio w krajach bałtyckich bądź Polsce, zakładając 7-dniowy okres działań ostrzegawczych możnaby wykorzystać siły stacjonujące w krajach Europy Zachodniej bądź szybko przemieścić siły z USA co w opinii autorów raportu jest do wykonania.
Co ciekawe amerykanie zaznaczają że ewentualne siły QRF mające być wykorzystane do obrony krajów nadbałtyckich powinny składać się raczej z komponentów amerykańskich, podkreślając niską gotowość swoich sojuszników z Europy, a zwłaszcza z jej zachodnij części. Co przy politycznej dezaprobacie tych państw na dodatkowe bazy NATO w Polsce i krajach nadbałtyckich pozostawia nas w podwójnie kłopotliwej sytuacji.
Zatem co pokazuje nam ten raport? Przede wszystkim to że Europa przestała już być "eksporterem bezpieczeństwa" i powinna w znaczącym stopniu przeanazlizować wraz z USA swoją strategie bezpieczeństwa zwłaszcza swoich najbardziej zagrożonych rubieży. Jednakże żeby to osiągnąć kraje te musiałyby mówić wspólnym głosem co niezawsze jest możliwe do zrobienia zwłaszcza w dzisiejszych czasach kiedy to część europejskich krajów jak chociażby Niemcy są powiązane z Rosją głębokimi gospodarczymi porozumieniami. W innym wypadku NATO musi się liczyć nie tylko ze znaczącą utratą swojej wiarygodności i zdolności obronnych ale i w ekstremalnym wypadku na utratę części państw sojuszniczych na rzecz Rosji.