07 lutego 2011

Kompania - część 2

Pociąg powoli sunął szynami wjeżdżając na most. Był to dla nas sygnał, że musimy trzymać się na baczności. Powiśle i jej fortyfikacje były ostatnimi przejawami cywilizacji w promieniu co najmniej 60 kilometrów. Skład, którym się poruszaliśmy mimo swojego wieku był porządnie wzmocniony, decydenci nie żałowali środków na swoją perełkę jaką była Kompania Kolejowa rozpowszechniająca cywilizacje na wschód od Warszawy aż do fortu w Mińsku Mazowieckim. Każde okno było osłonięte blachą pancerną z prześwitem pozwalającym aby na oddanie strzału. Dodatkowo na dachach były stworzone stanowiska karabinów maszynowych, które dawały nam wystarczającą siłę ognia. Gdy przejechaliśmy przez most sporadycznie było słychać wystrzały od strony lokomotywy. To był Waldek, nasz strzelec wyborowy pilnował by nikt nie wlazł nam na tory kiedy jedziemy.
Wschodnia Warszawa była innym miastem, zniszczone budynki, których nikt nie starał się odbudować, puste ulice to właśnie to mnie najbardziej przerażało, cisza i puste ulicy tylko wystrzały Waldka dawały nam pojęcie, że ktoś wśród tych zgliszczy czai się na nas. Pociąg rytmicznie przyspieszał nie mieliśmy za wiele czasu. Otrzymaliśmy meldunek, że elektrownia we Wschodniej Warszawie zasilająca między innymi trakcje kolejowe przestała wysyłać meldunki. Opcje były dwie. Albo zepsuła im się radiostacja i tym miał zająć się stary Frankowski albo... albo Epidemia... wtedy do akcji mieliśmy wkroczyć my.
Pierwsze posterunki prowadzące do elektrowni były opuszczone, nie musieliśmy się zatrzymywać by dostrzec ludzkie ciała zarówno naszych jak i tubylców. Wszystko przez Epidemię, oczywiście lepiej opowiedziałaby to jakaś mądra głowa z Szaserów, ja powiem tylko co ja wiem. Wirus potocznie nazywany chińską wścieklizną na cześć naszych prawdopodobnych agresorów wywierał niesamowity wpływ na ludzki organizm. Objawy grypopodobne szybko ustępowały u zarażonych, a w ich miejsce wchodziły nowe cechy. Główną z nich było ograniczenie funkcji życiowych do zaspokajania potrzeb pierwotnych, towarzyszyła temu niesamowita agresja w stosunku do osób niezarażonych, które rozpoznawane były... w sumie nie bardzo wiadomo po czym. Ja wierze, że po zapachu, ale równie dobrze to może być kolor białka oczu. Tak czy siak ludzie Ci szaleli, jak widzieli tylko któregoś z naszych. W takim wypadku pozostało nam strzelać do nich zanim oni dobiegną do nas, bo na używanie broni byli za głupi.
Pociąg w końcu stanął. Kapral zamaszystym ruchem otworzył drzwi po czym co sił w płucach krzyczał do nas.
- Koniec trasy, panowie! Brać dupę w troki, broń na auto!
Posłusznie odbezpieczyłem broń i ustawiłem tryb na automatyczny, ten był najskuteczniejszy na tubylców bo takiej wolałem nazwy używać. Chłopaki z kompanii mówili na nich pekińczyki, choć to równie durna nazwa jak większość z nich.
- Bednarski, nie rozmarzaj się tylko ubezpieczaj mnie! - wykrzyczał Kapral, po czym sam wyskoczył z pociągu.
Na placu byliśmy już ubezpieczani przez pluton kapitana Kijaka, starego trepa, który w armii służył pewnie jeszcze przed Wojną i Bóg jeden wie czemu dosłużył się tylko stopnia kapitana. Naszym plutonem dowodził porucznik Jarociński, solidny żołnierz będący w Kompanii praktycznie od początku jej istnienia, w cywilu był nikim innym jak konduktorem, ale los dał mu szanse i całe serce oddawał dowodzeniu. Miał tylko jedną wadę. Nie ogarniał. To był główny powód dlaczego wolałem się trzymać dowódcy mojej drużyny - Kaprala. To był jedyny człowiek jakiego znałem, który wiedział jak zabrać się do brudnej roboty.
- Pluton 1 z kapitanem Kijakiem zabezpieczy pociąg, podwórze i w razie konieczności będą osłaniać nasz odwrót - zaczął Jarociński - my natomiast podzieleni na trzy drużyny rozpoznamy teren. Drużyna pierwsza pod moim dowództwem wraz z inżynierem Frankowskim udamy się do centrum sterowania, sierżant Chotecki zbada północne skrzydło, natomiast Kapral weźmie swoją drużynę i przeszukają południowe skrzydło. Jakieś pytania?
Pytań nie było. Wziąłem radiostacje, której byłem operatorem i starałem się trzymać jak najbliżej Kaprala to on gwarantował mi przeżycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz