28 lutego 2011

Kompania - część 4

Woda... po całej mojej twarzy spływała woda. Gdy nagle otworzyłem oczy zobaczyłem twarz Kaprala.  Wciąż znajdowaliśmy się w elektrowni, podczas gdy byłem nieprzytomny reszcie mojej drużyny udało się znaleźć dogodne miejsce do obrony. Widziałem kilka przewróconych szafek służących za prowizoryczną barykadę, ślepy korytarz który ułatwiał nam obronę ale sprawiał, że walczyć możemy tylko do śmierci, nie było drogi ucieczki, chłopaków rozstawionych po kątach, ukrywających się w mroku i wyczekujących wroga. Znałem Kaprala na tyle, że wiem, że nie zdecydowałby się na taką formę obrony gdyby nie był pewien, że nie jesteśmy w stanie pomóc Jedynce i że nie przedostaniemy się do pociągów. Jedyną szansą w takim wypadku było przygotowanie obrony i liczenie na to, że pluton kapitana Kijaka przybędzie z odsieczą.
- Ok? - zapytał Kapral.
Przytaknąłem tylko głową, wykorzystałem chwilę wytchnienia żeby sprawdzić swój stan. Głowa pulsowała mi jakby zaraz miała wybuchnąć, z czoła obficie lala się krew i gdyby nie pomoc Franka - naszego medyka, który założył mi opatrunek mogło by być ze mną znacznie gorzej. Ten tubylec to musiał być kawał chłopa skoro potraktował mnie jak szmacianą lalkę. Na tym kończyły się obrażenia mojego ciała, jednakże radiostacja, którą miałem na plecach szlag trafił. Skupiła się na niej cała siła uderzenia tubylca gdy wskoczył na me plecy.
- Chwile tu zostaniemy - odezwał się Kapral - sprawdź sprzęt i odpocznij. Jak będziesz potrzebny to Cię zawołam.
Kapral po chwili ociężale wstał i ruszył w stronę barykady. Nie pytał o radiostację więc wiedział o jej stanie. Wiedział, że wyjdziemy z tego żywi tylko pod warunkiem, że Żelazny Jeden wesprze drużynę Jarocińskiego i zdecyduje się przygotować kontruderzenie i oczyścić całą elektrownie z tubylców. Normalnie nawet nie marzyłbym o tym ale kapitan Kijak był zdolny do tego, on nie wycofywał się... nigdy i póki co zawsze mu się udawało.
Miejsce Kaprala zajął Wierzba Bohdanczuk, syn ukraińskich emigrantów, w kompanii kolejowej służył od niedawna wcześniej był w oddziałach szturmowych. Szturmani jak sami o sobie mówili mieli wydzierać Warszawę metr po metrze z rąk tubylców. I robili to. I płacili za to swoją krwią. W żadnej innej jednostce nie było tak wielu strat jak w oddziałach szturmowych. Służyli tam tylko najbardziej brutalni lub nieprzewidywalni żołnierze, wariaci, którzy uwielbiali igrać ze swoim życiem. Co tam robił Wierzba? Nie mam pojęcia, nie wiem też jak to się stało, że trafił do nas.
- Miałeś farta - zagadał mnie, wyjmując przy okazji zmiętoszonego papierosa - Kapral sam rozwalił tego pekińczyka i wyciągnął cię wprost spod tej hordy, o mało i jego drwali. Gdyby nie to że to Kapral to byś już nie żył... jak on to robi... pieprzony cyborg czy co?
Wzruszyłem ramionami, nie miałem ochoty rozmawiać, skupiłem się na mojej głowie która zaraz miała eksplodować. Wierzbie to nie przeszkadzało, on uwielbiał gadać mógł to robić za nas dwóch. Wyjął drugiego papierosa, którym mnie poczęstował. Rzadko palę ale tym razem skorzystałem z propozycji. Wierzba odpalił mojego i swojego papierosa.
- Ale jesteśmy w gównie. Połowa chłopaków nie ma już amunicji albo jest na ostatnim magazynku. I jeszcze nie mamy już gdzie się wycofać. - kontynuował Bohdanczuk - Ale co tam, jak zginąć to przynajmniej w dobrym humorze.
Bolała mnie głowa, denerwowało mnie to, a jeszcze bardziej wkurzał mnie Wierzba, skąd on brał ten optymizm. Czasami się zastanawiam czy wiedział w jakich czasach przyszło mu żyć. Może był chory psychicznie?
- Staszek, żyjesz? - Wierzba w końcu zorientował się, że już od dłuższego czasu go nie słuchałem.
- Jestem, łeb mnie... ledwo żyje.
- Spokojnie. Masz. - z kieszeni znoszonej kurtki Wierzba wyciągnął jakieś tabletki - To leki od mojej babki. Ukraińskie. Cholernie mocne. Nie pytaj skąd je mam.
Nie miałem nawet zamiaru pytać szybko połknąłem jedną tabletkę. Miała intensywny gorzki smak, który jeszcze godzinami utrzymywał mi się w ustach. Wierzba się uśmiechnął. Zawsze sprawiało mu sporo satysfakcji gdy komuś wcisnął swoje ruskie farmaceutyki.
- Wierzba jak tam nasza drużyna?
- Wszyscy są w porządku, jedynie ty dostałeś. Gorzej chyba jednak z Jedynką i Dwójką co?
- Nie wiem... wiesz... z Dwójką szybko straciliśmy kontakt.
- Cholera... to pewnie mocno dostali.
Dotarło do nas echo wystrzałów, znów coś zaczęło się dziać, ciężko jednak było określić gdzie dokładnie toczyła się walka.
- Myślisz, że to Kijak? - zapytałem.
- Pewnie tak. Wiesz przecież, że on nie odpuszcza.
- Wierzba, choć pójdziesz z Białym na patrol. Sprawdzicie najbliższe korytarze - krzyknął do nas Kapral.
Wierzba przytaknął głową i ruszył w kierunku Kaprala, chwile później pojawił się przy nim niski, szczurowaty chłopak z aparycją godną przeciętnego goblina. To był Biały, razem z Wierzbą stanowili parę naszych czujek i zwiadowców w drużynie. Obaj sprawdzili broń i przeskoczyli barykadę niknąc w mroku. Ja w końcu też wstałem i zająłem miejsce Białego na barykadzie. O dziwo nie bolała mnie już głowa, tabletki od Wierzby zaczęły działać zaskakująco szybko.

25 lutego 2011

Azerbejdżan wzmacnia swoje wojsko


Władze Azerbejdżanu ogłosiły zakup 24 śmigłowców Mi-35M od Federacji Rosyjskiej. Za dostawę śmigłowców odpowiedzialny będzie rosyjski Rostvertol.
Mi-35M jest wielozadaniowym śmigłowcem, godnym następcą Mi-24. Zaprojektowany został do niszczenia opancerzonych celów naziemnych, wsparcia sił lądowych, transportu desantu, ewakuacji rannych. Śmigłowiec może operować we wszystkich warunkach pogodowych jak zapewnia producent. Rozwija prędkość do 310 km/h i zasięg do 1000 km.
Dla producenta śmigłowców Mi 2010 rok był niezwykle udany. Licząc zysk także z rynku cywilnego firma zanotowała zysk w wysokości 44 mln $.
Ponad to przedstawiciele Rosoboronexport proponują Azerbejdżanowi zakup rosyjskich wozów Tigr, które miały by być produkowane na licencji w Azerbejdżanie. Jak zapewnia ministerstwo obrony Azerbejdżanu, ta oferta także jest bardzo poważnie brana pod uwagę przez władze.
Nie byłby to pierwszy wspólny projekt tych krajów. W zeszłym roku w Azerbejdżanie rozpoczęła się produkcja na licencji AK-74M.

22 lutego 2011

Libia na skraju wojny domowej


Kolejnym krajem arabskim po Bahrajnie, Maroko, Jordanie, Tunezji, Jemenie, Algierii, Libanie, Egipcie w którym wybuchły masowe protesty została Libia. Sytuacja w kraju jest na tyle ostra, że rządzący od lat krajem Muammar Kaddafi zapowiedział, że nie ustąpi ze stanowiska. Dziś w pierwszym od wybuchu zamieszek wystąpieniu telewizyjnym zapowiedział, że nie ma możliwości ustąpienia ze stanowiska. Podkreślił też, powołując się na libijską konstytucje, że wszyscy wrogowie Libii zostaną zatrzymani i poddani egzekucji.
Walki na ulicach są niezwykle krwawe, jak podają organizacje broniące praw człowieka, zabitych zostało już 300 osób. O jeszcze większych ilościach mówi opozycja protestująca przeciw Kaddafiemu. Według nich zabitych zostało już 500 osób, a kolejnych 1000 zaginęło. Uważa się, za wyjątkową brutalnością sił Kaddafiego stoją zagraniczni najemnicy, choć oprócz opowieści świadków niewiele wiadomo o nich. Jak poddają zagraniczne źródła siły rządowe straciły już panowanie i wycofały się z miejscowości Benghazi, a w Trypolisie trwają ciężkie walki.
Po stronie opozycji stanęło już wielu libijskich polityków m.in. ambasador libijski w USA, Indiach, Chinach, Tunezji czy przy Lidze Państw Arabskich. Także wielu wojskowych opowiada się po stronie protestującej opozycji.

20 lutego 2011

Kolejny rajd rebeliantów w Afganistanie


Dziś władze w Afganistanie poinformowały o kolejnym rajdzie przeprowadzonym przez siły rebeliantów. Tym razem za cel wzięty został bank w Dżalalabadzie. W trakcie wymiany ognia zginęło czterech rebeliantów, a piąty został aresztowany. Jednak zanim do tego doszło zginęło 38 osób w tym 13 afgańskich policjantów.
Jak donoszą przedstawiciele NATO akcja rebeliantów rozpoczęła się gdy trzech bojowników weszło do oddziału Kabul Bank w Dżalalabadzie, po czym zdetonowali ładunki, które mieli na sobie. Gdy na miejsce wybuchu przybyły afgańskie służby bezpieczeństwa rozpoczęła się czterogodzinna wymiana ognia.
Nie był to odosobnione działania rebeliantów. W trakcie poprzednich dni uderzyli oni dwukrotnie we wschodnim Afganistanie zabijając łącznie 14 osób, w tym trzech policjantów w miejscowościach Khost i Nangahar.

18 lutego 2011

Kompania - część 3

Korytarze były ciemne i śmierdziało w nich stęchlizną, prąd w całym budynku był odcięty co zbudzało jeszcze bardziej moją podejrzliwość i czarnowidztwo. Nie zapowiadało się to dobrze. Wiedziałem o tym zarówno ja, Kapral i reszta chłopaków z drużyny dlatego nikt nawet nie pozwolił sobie na wydanie najmniejszego dźwięku, choć do końca nie wiadomo czy mogłoby nam to pomóc w przypadku tubylców każdy wolał dmuchać na zimne. Poruszaliśmy się powoli, nawet bardzo powoli i w zwartej grupie. Lepiej było sprawdzać teren pół dnia niż dać sobie głupio odciąć drogę ucieczki. Jedynym świadectwem naszej obecności było światło latarek podwieszonych do naszej broni, które przemykało po ścianach i całej długości korytarzy. Nagle cisze przerwała kanonada wystrzałów, która rozniosła się po całej elektrowni. Jednakże ucichła równie nagle jak się rozpoczęła.
- Trojka, tu Jedynka jak nas słyszycie - odezwał się głos w mojej słuchawce radiooperatora.
- Tu Trójka, głośno i wyraźnie.
- To wy strzelaliście?
- Nie.
- Kurwa... nie możemy nawiązać kontakt z Dwójką - meldował głos radiooperatora z pierwszej drużyny.
To oznaczało, że nie jest dobrze. Jest źle. Nawet bardzo źle.
- Kontakt! Mamy kontakt! - krzyczał radiooperator Jedynki.
Nie zdążył nadać do końca komunikatu gdy po elektrowni rozniosły się kolejne odgłosy wystrzałów. Tym razem trwały nieprzerywalnie, strzelali długimi seriami. Co oznaczało, że nie jest tak źle... przynajmniej się bronią.
- Jedynka ma kontakt, Dwójka oberwała - zameldowałem Kapralowi.
- Wycofujemy się... nawiąż kontakt z Jedynką.
Tym razem nie zależało nam na zachowaniu ciszy. Ruszyliśmy biegiem w kierunku wyjścia w między czasie bezskutecznie starałem się nawiązać kontakt z Jedynką. Nikt mi nie odpowiadał byli zbyt zajęci walką o czym świadczyły ciągłe wystrzały, do których się zbliżaliśmy.
- Trójka... Trójka... potrzebujemy wsparcia. Otoczyli nas. Nie jesteśmy w stanie się przebić do wyjścia. Jesteśmy przy pokoju kontrolnym. Potrzebujemy wsparcia najszybciej jak się da. - Nowak musiał naprawdę głośno krzyczeć bym mógł usłyszeć to co mówi. Trwała tam naprawdę niezła sieczka.
- Kapralu, Jedynka potrzebuje wsparcia. Są przy pokoju kontrolnym - zameldowałem.
- Złap Kijaka. Niech wyśle kogoś do nas.
- Żelazny Dwa do Żelazny Jeden. Odbiór - cisza... - Żelazny Dwa do Żelazny Jeden.
Nic.
- Kapralu - odwróciłem się by zameldować o braku kontaktu, lecz zobaczyłem jak ten tylko unosi karabin.
Strzał, drugi... cała seria w ciemność za mną. Padłem ogłuszony tą kanonadą. Reszta chłopaków przyłączyła się do ostrzału, zaszli nas od tyłu.  Podźwignąłem się i złapałem za mojego kałacha i zacząłem strzelać. Bardziej jak na precyzję stawialiśmy na siłę ognia, naboje 7,62 idealnie do tego się nadawały. Kaprał dał sygnał do oderwania się, wzajemnie się kryjąc każda para żołnierzy odrywała się od wroga. W końcu zostałem tylko ja i Kapral, chłopaki z tyłu już rozpoczęli ogień zaporowy. Kapral odskoczył jako pierwszy, ja miałem kilka sekund zwłoki... za dużo. Poczułem silne uderzenie w tlecy... czarna sylwetka powaliła mnie na ziemię. Starałem się walczyć... ale byłem bez szans... straciłem przytomność.

***

Ciemność. Cisza, spokój... nareszcie...

13 lutego 2011

Morderczy rajd talibów


19 osób, w tym 15 policjantów zginęło z rąk talibów, którzy urządzili rajd w głąb Kandaharu. Ponad to kilkadziesiąt osób zostało rannych. Talibowie uzbrojeni byli w bomby własnej konstrukcji, RPG i broń maszynową zaatakowali główną siedzibę policji w Kandaharze.W trakcie walk talibowie związali walką afgańskie siły bezpieczeństwa na kilka godzin. Jak podają przedstawiciele ISAF oprócz policjantów zginął jeden agent afgańskiego wywiadu, jeden żołnierz i dwóch cywili.
Atak na komisariat policji poprzedziły detonacji ładunków w samochodach pułapkach i przez zamachowców samobójców. Po wybuchach budynek policji został ostrzelany z granatników i karabinów maszynowych przez bojowników mających na sobie dodatkowo kamizelki z ładunkami wybuchowymi. Do ochrony talibowie użyli cywilnych mieszkań znajdujących się naprzeciw komisariatu. Dopiero wsparcie afgańskiego wojska pozwoliło odeprzeć atak i to tak po kilku godzinach walk.
Nieznane są straty wśród talibskich bojowników.

09 lutego 2011

Zamachy w Kirkuk

 
Trzy bomby eksplodowały w mieście Kirkuk w północnym Iraku. Ich ofiarami stało się siedem osób, a ponad 70 zostało rannych. Wśród zabitych jest co najmniej dwóch policjantów. Jeden z zamachowców starał się staranować samochodem mur otaczający siedzibę kurdyjskich sił bezpieczeństwa. Kolejna bomba wybuchła kilka przecznic dalej niedaleko stacji benzynowej, na tej samej ulicy eksplodowała też trzecia bomba.
Mimo, że fala przemocy w Iraku w ciągu ostatnich lat spadła zamachy bombowe wciąż są często codziennością mieszkańców Iraku.
Obecnie nikt nie przyznał się do ataków. Były to pierwsze tak poważne zamachy w tym kurdyjskim mieście od sześciu miesięcy.

07 lutego 2011

Kompania - część 2

Pociąg powoli sunął szynami wjeżdżając na most. Był to dla nas sygnał, że musimy trzymać się na baczności. Powiśle i jej fortyfikacje były ostatnimi przejawami cywilizacji w promieniu co najmniej 60 kilometrów. Skład, którym się poruszaliśmy mimo swojego wieku był porządnie wzmocniony, decydenci nie żałowali środków na swoją perełkę jaką była Kompania Kolejowa rozpowszechniająca cywilizacje na wschód od Warszawy aż do fortu w Mińsku Mazowieckim. Każde okno było osłonięte blachą pancerną z prześwitem pozwalającym aby na oddanie strzału. Dodatkowo na dachach były stworzone stanowiska karabinów maszynowych, które dawały nam wystarczającą siłę ognia. Gdy przejechaliśmy przez most sporadycznie było słychać wystrzały od strony lokomotywy. To był Waldek, nasz strzelec wyborowy pilnował by nikt nie wlazł nam na tory kiedy jedziemy.
Wschodnia Warszawa była innym miastem, zniszczone budynki, których nikt nie starał się odbudować, puste ulice to właśnie to mnie najbardziej przerażało, cisza i puste ulicy tylko wystrzały Waldka dawały nam pojęcie, że ktoś wśród tych zgliszczy czai się na nas. Pociąg rytmicznie przyspieszał nie mieliśmy za wiele czasu. Otrzymaliśmy meldunek, że elektrownia we Wschodniej Warszawie zasilająca między innymi trakcje kolejowe przestała wysyłać meldunki. Opcje były dwie. Albo zepsuła im się radiostacja i tym miał zająć się stary Frankowski albo... albo Epidemia... wtedy do akcji mieliśmy wkroczyć my.
Pierwsze posterunki prowadzące do elektrowni były opuszczone, nie musieliśmy się zatrzymywać by dostrzec ludzkie ciała zarówno naszych jak i tubylców. Wszystko przez Epidemię, oczywiście lepiej opowiedziałaby to jakaś mądra głowa z Szaserów, ja powiem tylko co ja wiem. Wirus potocznie nazywany chińską wścieklizną na cześć naszych prawdopodobnych agresorów wywierał niesamowity wpływ na ludzki organizm. Objawy grypopodobne szybko ustępowały u zarażonych, a w ich miejsce wchodziły nowe cechy. Główną z nich było ograniczenie funkcji życiowych do zaspokajania potrzeb pierwotnych, towarzyszyła temu niesamowita agresja w stosunku do osób niezarażonych, które rozpoznawane były... w sumie nie bardzo wiadomo po czym. Ja wierze, że po zapachu, ale równie dobrze to może być kolor białka oczu. Tak czy siak ludzie Ci szaleli, jak widzieli tylko któregoś z naszych. W takim wypadku pozostało nam strzelać do nich zanim oni dobiegną do nas, bo na używanie broni byli za głupi.
Pociąg w końcu stanął. Kapral zamaszystym ruchem otworzył drzwi po czym co sił w płucach krzyczał do nas.
- Koniec trasy, panowie! Brać dupę w troki, broń na auto!
Posłusznie odbezpieczyłem broń i ustawiłem tryb na automatyczny, ten był najskuteczniejszy na tubylców bo takiej wolałem nazwy używać. Chłopaki z kompanii mówili na nich pekińczyki, choć to równie durna nazwa jak większość z nich.
- Bednarski, nie rozmarzaj się tylko ubezpieczaj mnie! - wykrzyczał Kapral, po czym sam wyskoczył z pociągu.
Na placu byliśmy już ubezpieczani przez pluton kapitana Kijaka, starego trepa, który w armii służył pewnie jeszcze przed Wojną i Bóg jeden wie czemu dosłużył się tylko stopnia kapitana. Naszym plutonem dowodził porucznik Jarociński, solidny żołnierz będący w Kompanii praktycznie od początku jej istnienia, w cywilu był nikim innym jak konduktorem, ale los dał mu szanse i całe serce oddawał dowodzeniu. Miał tylko jedną wadę. Nie ogarniał. To był główny powód dlaczego wolałem się trzymać dowódcy mojej drużyny - Kaprala. To był jedyny człowiek jakiego znałem, który wiedział jak zabrać się do brudnej roboty.
- Pluton 1 z kapitanem Kijakiem zabezpieczy pociąg, podwórze i w razie konieczności będą osłaniać nasz odwrót - zaczął Jarociński - my natomiast podzieleni na trzy drużyny rozpoznamy teren. Drużyna pierwsza pod moim dowództwem wraz z inżynierem Frankowskim udamy się do centrum sterowania, sierżant Chotecki zbada północne skrzydło, natomiast Kapral weźmie swoją drużynę i przeszukają południowe skrzydło. Jakieś pytania?
Pytań nie było. Wziąłem radiostacje, której byłem operatorem i starałem się trzymać jak najbliżej Kaprala to on gwarantował mi przeżycie.

05 lutego 2011

Egipski gazociąg wysadzony


Nieznani sprawcy wykorzystali obecne niepokoje w Egipcie i wysadzili egipski gazociąg na wysokości miasta El-Arish. Gazociąg ten na co dzień zaopatruje w gaz sąsiadujące z Egiptem - Izrael i Jordan. Jak podaje egipska telewizja w głównej mierze nastąpiły problemy z zaopatrzeniem dla Jordanii, dostawy do Izraela nie zostały zakłócone. Ładunki zostały podłożone pod stację kontrolną gazociągu, jednakże prócz strat materialnych nikt nie został ranny.
W związku z tym wydarzeniem egipska armia zacieśniła swoją ochronę w pobliżu głównych węzłów gazociągów. Jednakże wciąż nie wiadomo kto może stać za tym atakiem, nikt też nie przyznaje się do tego zamachu. Jak podaje telewizja Al-Dżazira śledztwo w tej sprawie skupia się w m.in. na plemionach beduinów żyjących na półwyspie Synaj, którzy wysadzili już raz zaatakowali gazociąg w lipcu zeszłego roku. Był to wyraz ich sprzeciwu wobec braku udziału lokalnych społeczności w zyskach generowanych na półwyspie Synaj. Strona rządowa nie jest jednak przychylna wobec nich jako, że podejrzewa beduinów o przemyt broni i handel narkotykami.
Egipskie dostawy stanowią 40% dostaw gazu do Izraela, kolejne takie zamachy mogą wpłynąć nie tylko na destabilizacje Egiptu jak i również na pogorszenie stosunków między tymi dwoma krajami.

04 lutego 2011

Operacja Storm Lightning


1 lutego dwie połączone kompanie afgańsko-francuskie przygotowywały się do akcji. Około godziny 18:00 operacja się rozpoczęła, najpierw posterunki otaczające obóz zostały ostrzelane przez śmigłowce Tiger. O godzinie 23:00 żołnierze rozpoczęli szturm na obóz rebeliantów.
TF Richelieu udało się opanować wrogie zabudowania jako pierwsi. Tuż po wkroczeniu do budynków, rebelianci znajdujący się w środku zaczęli się poddawać. Już w trakcie wstępnych oględzin udało się zarekwirować karabiny AK-47 i granaty. Późniejsze przeszukanie pozwoliło jeszcze wykryć ukryte ładunki IED.
W trakcie przeszukiwania TF Allobroges zostali zaatakowani przez rebeliantów, których udało się wyeliminować przy pomocy wsparcia z powietrza. Cała procedura przeszukania obozowiska zakończyła się dopiero następnego dnia późnym rankiem. W trakcie walk łącznie poddało się 17 bojowników.
Jednakże to nie był jeszcze koniec operacji. W trakcie powrotu do bazy pojazd ewakuacji medycznej wchodzący w skład grupy bojowej Savoyars wjechał na ładunek IED. Z czterech żołnierzy będących w środku, dwóch musiało być natychmiast ewakuowanych za pomocą śmigłowca.

01 lutego 2011

Kompania - część 1

Światło w wagonie ledwo rozświetlało mrok. Dodatkowo przytłumiane było przez natłok ludzi obecnych w środku. Tam gdzie już docierał promyk światła towarzyszyły mu długie cienie ludzkich sylwetek. Całość nadawała całemu przedziałowi jeszcze bardziej klaustrofobicznego charakteru. Całość dopełniał wszędobylski smród potu i smaru do broni. Broni było równie dużo co samych postaci. Przeważały karabinki radzieckiej produkcji, które w swej żywotności przeżywały nawet karaluchy. W takich warunkach służyła kompania kolejowa. Był to dziwny twór w jeszcze dziwniejszych czasach, ot kolejna błyskotliwa propozycja decydentów z Warszawy. Koszty utrzymania i samowystarczalności kompanii, były tak wysokie, że w normalnym świecie nikt by takiego tematu nie podjął. Jednakże nie przyszło nam żyć w normalnym świecie. Każdy z nas w swej młodości miał do czynienia z różnymi wizjami świata po zagładzie. Zawsze było bardziej lub mniej kolorowo lecz jak zwykle rzeczywistość prześcignęła nawet najbardziej rozbuchaną wizję scenarzystów z Hollywood. Nikt nie spodziewał się tego w jaki sposób i kto nas tak załatwi. Szczerze to tu w Polsce do końca i tak nawet nie wiedzieliśmy kto nas tak załatwił. Straciliśmy słuch i oczy przy masowym ataku hakerskim na Europę, później to już tylko obserwowaliśmy wybuchające pociski nad naszymi głowami. Chociaż prowincjonalność Polski uratowała nam życie... Zachód oberwało się bronią A, Wschód bronią C, nam z tej wesołej wyliczanki trafiła się literka B jak biologiczna. Dzięki temu oprócz zniszczeń jakie dokonała broń konwencjonalna nie ponieśliśmy zbyt wielkich strat, choć z drugiej strony nie przyszłoby nam się teraz babrać w tym gównie. Zaczęło się niewinnie jakieś zachorowania, podwyższona gorączka, nikt na to w szpitalach nie zwracał uwagi. Urwane kończyny, skażenia promieniowaniem, które nadchodziło z Zachodu to były wyzwania dla naszych fleczerów, a nie jakiś tam katarek i temperaturka. Gdyby nie te mądre głowy ze szpitala wojskowego na Szaserów to może udałoby się uratować prawobrzeżną Warszawa... a tak... sraka. Cud, że przedmieścia zdążyli ewakuować.
- O czym tak myślisz Staszek?
- Co? Znaczy się słucham panie Kapralu? - głos wyrwał mnie z zadumy.
- Pytałem o czym myślisz?
- A... o... o Epidemii.
Kapral był wyjątkowym człowiekiem, był młodszy ode mnie, praktycznie od małego miał styczność z bronią, co sprawiało, że działał szybciej niż każdy z nas. Morderczo szybko.
- Epidemia mówisz... - czasem mnie zastanawiało czy cechą wszystkich kaprali było to, że są niscy - szkoda gadać Staszek wiesz jak jest. Albo my albo oni.
Kapral wyjął spod przetartej kamizelki, mocno zmiętoszonego papierosa i wsadził go do ust po czym powoli odpalił zapałką.
- A nie myśli Kapral czasem... no wiesz o tym wszystkim co się stało?
- Cholernie często Staszek... cholernie często.

Nowa strategia rozwoju US Army


W zeszłym tygodniu US Army wydało The Army's Tactical Wheeled Vehicle Strategy opisujące strategię wymiany i modernizacji 300 000 pojazdów w przeciągu najbliższych 30 lat. Koszty modernizacji floty pojazdów oszacowane zostały na 70 mld $. Jak podkreśla dyrekcja rozwoju armii plan ten jest innowacyjny pod kątem okresu jaki obejmuje, wcześniejsze plany były przygotowywane na 5, ewentualnie 10 lat.
Jak zakłada strategia wielkość floty pojazdów zostanie zredukowana w ramach oszczędności o blisko 15%. Ponad to zostanie wydłużony czas rezusu użytkowania poszczególnych pojazdów. Od tego roku armia ma skupiać się przede wszystkim na wszechstronności i uniwersalności pojazdów.
Flota pojazdów zostanie podzielona na cztery klasy: lekką, średnią, ciężką oraz MRAP. W ramach klasy lekkiej mają znaleźć się pojazdy Humvee oraz pojazdy Joint Light Tactical Vehicle. Klasę średnią mają tworzyć 2,5-5 tonowe ciężarówki, reszta cięższych pojazdów znajdzie się w klasie ciężkiej.
Ponad to US Army zrezygnuje z zakupu kolejnych Humvee, które tworzą najliczniejszą część floty pojazdów. Plan zakłada także zakup ok. 18-19 000 nowych pojazdów klasy MRAP.